Praga czeska to miasto idealne na weekend. Są tam atrakcje, zabytki i restauracje z pysznym czeskim jedzeniem. Nie za daleko, ale i nie za blisko. Akurat tyle, by język, kuchnia, zwyczaje i mentalność mieszkańców były nam bliskie, a kultura, zabytki i tradycje ciekawiły odmiennością. Praga to idealny kierunek na długi weekend. Co warto zobaczyć w stolicy Czech?
U Zlateho Tygra, Husova 17
Zanurzenie w czeskiej kulturze U Zlateho Tygra następuje gwałtownie, niczym skok wprost z sauny do przerębli w lodowatym jeziorze. W jednej minucie przedzieramy się przez gęstniejący tłum idący od rynku w stronę Mostu Karola, a w drugiej podstarzały kelner z rozmachem stawia przed nami bombę pilznera ze sztywną pianką. Piwiarnię „U Zlateho Tygra” rozsławił Bohumil Hrabal. Lubił tu wpadać na chmielowy nektar. Tu też spotykał się z Billem Clintonem, czy Vaclavem Havlem (na ścianach wiszą odpowiednie reporterskie zdjęcia). Można też tu całkiem dobrze i tanio zjeść.
Most Karola
Chwila skupienia i przypominamy sobie odpowiednią sekwencję liczb: 1, 3, 5, 7, 9, 7, 5, 3, 1. Cesarz Karol IV wmurował kamień węgielny pod most, któremu pięćset lat później zostanie nadane jego imię, dziewiątego lipca 1357 roku, o godzinie 5:31. Astrologia i matematyka zawsze były w Pradze cenione, więc rozpoczynając budowę zadbano o ten symboliczny anagram. Jak również pewne delikatne kompromisy z władzą. Doświadczył tego boleśnie, jeszcze w XIV wieku Jan Nepomucen, który za zbyt pryncypialne podejście do kwestii tajemnicy spowiedzi (a konkretnie tajemnicy spowiedzi królowej przed zazdrosnym królem), został z Mostu Karola (który wtedy nazywał się po prostu Mostem Kamiennym), zrzucony do Wełtawy. W ten sposób popularny również w Polsce Nepomuk został świętym męczennikiem, a Most Karola zyskał ponurą sławę. To tu mieszczanie prascy bili się z wojskami Karola Gustawa (podczas Wojny Trzydziestoletniej Czesi mieli swój „potop”). Dziś trzydzieści barokowych figur, które ustawiono na moście, stanowi dla turystów idealne tło do pamiątkowych fotografii. Most stał się deptakiem w 1965 roku, a po obu jego stronach jest wiele interesujących knajpek – od eleganckich restauracji, aż po zwykłe bary z kiełbaskami.
Zegar Orloj
Wracamy na praski rynek, żeby wraz z grupką turystów popatrzeć na śmierć. Na południowej ścianie ratusza znajduje się jeden z najbardziej niezwykłych śladów średniowiecznej kultury i techniki. Datę powstania zegara zwanego Orloj też łatwo zapamiętać – 1410. Gdy na polach Grunwaldu ścierały się czeskie wojska z Krzyżakami (no, wspierający Jagiełłę kontyngent z Pragi nie był liczny, ale przecież był), zegarmistrz Mikołaj z Kadania wespół z astronomem Janem Szindelem, stworzyli mechanizm zegara, który w tamtych czasach nie miał sobie równych. Do dziś jest najstarszym działającym wciąż, miejskim czasomierzem. Ale swoją mroczną legendę dostał ponad pół wieku później, gdy mistrz Hanusz dodał tarczę z kalendarzem i usprawnił mechanizm urządzenia. Ponoć prascy rajcy odwdzięczyli mu się za to, wykłuwając mu oczy, by nigdy już nie stworzył niczego podobnie wspaniałego. Oślepiony Hanusz, przed śmiercią, wspiął się jeszcze raz na wieżę zegarową i uszkodził mechanizm Orloja. Udało się uruchomić zegar dopiero sto lat później. W XVII wieku dodano poruszające się niczym w szopce bożonarodzeniowej figury, które co godzinę tańczą swoisty dance macabre, w rytm wybijany na dzwonku przez śmierć.
Petrzyn (Petřín)
Kolejką linowo-terenową (jak na Gubałówkę w Zakopanem) wyjeżdżamy na wzgórze, które wznosi się nad Wełtawą, na wysokość 327 metrów. Na Petrzynie, z okazji wystawy światowej w 1891 roku wybudowano wieżę widokową, na wzór paryskiej konstrukcji Gustava Eiffela. Jest pięć razy niższa od swojej siostry nad Sekwaną, ale widok ze szczytu ma naprawdę imponujący. Jeśli chcemy zrobić ładne zdjęcia Pragi z góry, to jest to właściwe miejsce. Tuż obok wieży widokowej, w drewnianym pawilonie nawiązującym architekturą do gotyckich fortyfikacji praskiej twierdzy, znajduje się Gabinet Luster. Ciekawy labirynt, w którym już po chwili zmysły zaczynają nam płatać figle. Dzieciaki mają najwięcej zabawy w ostatniej sali, gdzie można się przejrzeć w czternastu krzywych zwierciadłach.
Hradczany
Praski zamek to potężnie rozbudowana wersja naszego krakowskiego Wawelu. Dziś – siedziba czeskiego prezydenta, kiedyś był własnością królów i cesarzy. Jeśli schodzimy tam wprost z Petrzynu, przechodzimy przez dzielnicę imponujących magnackich pałaców i barokowych dworów austriackich możnowładców, którzy chętnie budowali się na królewskim wzgórzu, z dala od mieszczańskiej Pragi po drugiej stronie Wełtawy. Bramą strzeżoną przez gwardzistów w paradnych mundurach, przechodzimy na zamek, czy też jak mówią Czesi – na Hrad. Najbardziej widowiskową budowlą jest tu gotycka katedra Św. Wita, którą wybudowano pod kierunkiem słynnego architekta i rzeźbiarza – Piotra Parlera (przypisuje się mu też most Karola i katedrę Najświętszej Marii Panny przed Tynem – przy praskim rynku. Zachowało się oryginalne średniowieczne wnętrze tego głównego, reprezentacyjnego czeskiego kościoła. Po obu stronach nawy głównej znajduje się ciąg wnęk, które kiedyś służyły jako prywatne kaplice cechów rzemieślniczych i możnych rodzin. Schodząc w stronę Wełtawy mijamy po lewej starszy, romański kościół św. Jerzego, a poniżej niego znajduje się słynna Złota Uliczka (wstęp płatny) – zaułek, przy którym cesarz Rudolf II Habsburg – znany miłośnik alchemii i nauk ezoterycznych, osiedlał ówczesnych naukowców: czarowników, szarlatanów, alchemików, astrologów i astronomów, owładnięty ideą odnalezienia kamienia filozoficznego, który zamieniałby ołów w złoto.
Rejs po Wełtawie
Tuż przy Moście Karola, od strony starówki, skręcamy w prawo i schodzimy pod kamienne przęsło. Tu mieści się ciekawe muzeum czternastowiecznego mostu i kupuje się bilety na rejsy stateczkiem turystycznym. Nie byliśmy do tego przekonani, ale zaryzykowaliśmy i nie żałujemy. Niemal godzinna wyprawa pokazała nam Pragę, jakiej nie znaliśmy. Pozostałości średniowiecznych fortyfikacji, kanały, nad którymi pochylają się stare, renesansowe kamienice – niczym w Wenecji. Mostki z kłódkami przypiętymi do barierki – to zakochani w ten sposób pieczętują swoją miłość. Rejs odbywa się w okolicach Mostu Karola i można spojrzeć na jego konstrukcję z zupełnie innej perspektywy. Zobaczymy też pozostałości jeszcze starszej przeprawy, kanał Czartovka i sporo ptaków, które na niewielkich plażach wygrzewają się na słońcu, brodzą w płytkiej wodzie i polują na ryby. Można też spróbować wody z Wełtawy, która jest zaskakująco czysta.
Muzeum Czekolady
Niełatwo je znaleźć, choć jest tuż obok rynku, na niewielkiej uliczce przy ukrytej za rzędem kamienic gotyckiej świątyni pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny przed Tynem. Muzeum czekolady to atrakcja dla dzieci i prawdziwa tortura dla łasuchów na diecie. A poza tym fascynująca przygoda i kopalnia ciekawostek. Po wejściu przedzieramy się przez meksykańską dżunglę i obserwujemy jak rosną kakaowce w naturalnym środowisku. Poznajemy mroczną i krwawą historię konkwisty, by zrozumieć jak to się stało, że gorzko-ostry napój azteckich kapłanów zmienił się w tabliczkę czekolady, o którą męczy nas dziecko w supermarkecie. Wszystko dzięki cukrowi. To Europejczycy wpadli pierwsi na pomysł, żeby słodzić gorzką masę kakaową. I powstał hit – najpierw za oceanem. Kakao było tak popularne, że jeden z meksykańskich biskupów zabronił kobietom popijania słodkiego naparu w czasie nabożeństw. Kilka tygodni później zginął otruty – podano mu truciznę w filiżance kakao. Takich historii w muzeum nasłuchamy się mnóstwo, a na koniec będziemy mogli wziąć udział w warsztatach cukierniczych i przygotować swoje pralinki.
Muzeum Straszydeł
Małe drzwiczki wiodą do obszernej piwnicy, w której możemy poznać historię Pragi, jej legendy i kryminalne zagadki z zupełnie innej perspektywy. Mieści się tu Muzeum Straszydeł. To też miejsce wypełnione nieco absurdalnym i śmieszno-strasznym czeskim poczuciem humoru. Znajdziemy tu praskie strachy, które zrobiły „międzynarodową karierę”, tak jak Golem – gliniany wielkolud ulepiony przez rebego Loewa i ożywiony dzięki napisaniu mu na czole hebrajskiego słowa „emet” – czyli „prawda”. Gdy potwór wymknął się spod kontroli, rabin uśmiercił go zmazując pierwszą literę, by powstało słowo „met” – „martwy”. Straszy nas upiorny topielec, kościotrup przymocowany łańcuchami do ściany, bezgłowy templariusz, czy noworodek, którego diabeł porwał z mostu Karola. Każdy strach ma swoją legendę i jak się nad tym głębiej zastanowić, to jest to rzeczywiście makabryczne muzeum. Ale – jak to w Czechach – jak coś jest straszne, to należy to obśmiać. I jest już jakoś do zniesienia…
Kolacja po czesku – piwo i knedliki
Na praskiej starówce przeważa różnojęzyczny, kolorowy tłum turystów. Czasem możne przejść kilkaset metrów i nie usłyszymy czeskiego języka. Restauracje, w większości też nastawiają się na klientów, którzy szukają tego, co już znają – włoskiej pizzy i chińskiego kurczaka w pięciu smakach. Miejscowi omijają takie lokale szerokim łukiem. Prawdziwy czeski klimat znajdziemy już niemal wyłącznie w piwiarniach. Jedna z najbardziej cywilizowanych (można wejść z małym dzieckiem i nie odrzuci nas smród papierosowego dymu wiszącego nad kontuarem i drewnianymi ławami, to Pivnice u Pivrnce, na ulicy Maiselovej 60. Blisko rynku, ale nieco na uboczu. Mają tu bardzo dobre czeskie knedliki z gulaszem i wybór lokalnych piw.
fot: Read&Fly Magazine