W Czechach jest wiele regionów, w których można ciekawie i czynnie spędzić czas o każdej porze roku. Dolni Morava stanowi jednak miejsce szczególne, ze względu na bogactwo i różnorodność oferty turystycznej.
Dolni Morava to doskonała propozycja zwłaszcza na jesienny wypad weekendowy. Dodatkową zaletą jest dość krótki dojazd bo to niedaleko, zaledwie pięć kilometrów za polsko-czeską granicą, u stóp rozległego, położonego w obu naszych krajach, masywu Śnieżnika. Z Warszawy samochodem dojedziemy tam w niecałe 5,5 godziny, z Krakowa czy Katowic w 2,5 godziny.
Gdy już dotrzemy na miejsce, będziemy jednak musieli się trochę sprężać, aby starczyło nam czasu na skorzystanie z wszystkich atrakcji, jakie proponuje ta miejscowość. Mowa o miejscowości, a administracyjnie jest to gmina Dolni Morava, będąca wsią – ale wsią nietypową, bo złożoną głównie z gór i lasów, o powierzchni około 37 kilometrów kwadratowych, zamieszkałą przez niespełna 400 osób. Dla porównania, powierzchnia naszego całego Pienińskiego Parku Narodowego to zaledwie 23,5 km. kw. Choć Dolni Morava to obszar raczej bezludny, nie będziemy tam mieć problemów z noclegami i posiłkami, bo baza gastronomiczno-noclegowa (hotele oraz apartamenty różnej wielkości) jest dobrze rozwinięta.
Pod stopami przepaść
Nasz aktywny weekend w Dolni Moravie najlepiej zacząć od wjechania wyciągiem krzesełkowym pod szczyt góry Slamnik. Tam, na wysokości 1116 m n.p.m. stoi potężna wieża widokowa. Wieża jest wysoka na 55 metrów, a jej konstrukcja została posadowiona na masywnych fundamentach i stalowych palach, wbitych w skałę na głębokość 6,5 metra. Dzięki temu wieża (i ci, którzy na nią wejdą) może bezpiecznie przetrwać nawet wtedy, gdy zdarzy się huragan wiejący z prędkością 200 km/h.
Na szczyt wieży, mimo jej wysokości dostaniemy się bez żadnego wysiłku, łagodnymi serpentynami dostępnymi także dla osób na wózkach. Widok z góry zapiera dech w piersiach, a ludzie odczuwający lęk wysokości mogą poczuć się ciut nieswojo. Ten, kto potrzebuje większej dawki adrenaliny i 55 metrów powietrza pod stopami, może zaś stanąć – albo nawet poleżeć – na bujającej się sznurowej siatce. Z wierzchołka wieży dokładnie zobaczymy całą bliższą i dalszą okolicę: Śnieżnik, Karkonosze ze Śnieżką, dolinę rzeki Morawy, piękne lasy.
Wejście na wieżę zajmie nam wprawdzie trochę czasu, ale u jej podstawy możemy się znaleźć błyskawicznie. Na wierzchołku czeka na nas bowiem ponad stumetrowej długości rura, miejscami niemal pionowa, którą zjedziemy naprawdę w szybkim tempie. Młodsi i lepiej wygimnastykowani mogą zaś wybrać schodzenie rękawami z sieci, łączącymi kolejne kondygnacje.
Spod wieży jest już niedaleko do kolejnej atrakcji. To Sky Bridge, długi dokładnie na 721 metrów most wiszący dla pieszych (do niedawna najdłuższy taki most na świecie), łączący dwie strony głębokiej kotliny. Gdy idziemy ażurowym chodnikiem, pod nogami mamy prawie stumetrową przepaść – a kiedy wieje wiatr to most się nieco kiwa, co powoduje, że takiemu spacerowi w chmurach towarzyszy lekki dreszczyk emocji. Dzieci natomiast z pewnością zainteresują się wysokim na 13 metrów mamutem (prawie jak prawdziwy, ma nawet sierść, tylko trzy razy większy) – z placem zabaw w swoim wnętrzu i zjeżdżalnią w trąbie. Na zewnątrz mamuta zbudowano sztuczną rzekę i oczko wodne, gdzie można pływać drewnianymi tratwami. Są też inne zjeżdżalnie oraz drabinki, więc najmłodsi mają wiele możliwości, aby dać upust swej energii.



Dla amatorów szalonych zjazdów
Po spacerze można coś zjeść w panoramicznej restauracji – choć ci, którzy zechcą zjechać z góry Slamnik szaloną kolejką górską, może powinni odłożyć ten posiłek, bo żołądek podjedzie im do gardła. Siadamy na czymś w rodzaju bobsleja na kółkach, obsługa zapina nam uprząż – i jazda w dół, po torze o długości ponad trzech kilometrów, najdłuższym w Czechach. Pędzimy z prędkością 50 km/h (jeśli nie korzystamy z hamulców), nachylenie toru jest duże, pokonujemy pętle, tunele, ósemki, 25 zakrętów (mających od 90 do 180 stopni). Jeśli ktoś chce w pełni korzystać z uroków tego zjazdu, to hamulców w ogóle nie powinien używać. Trzeba jednak wtedy zachować większy odstęp, żeby nie wpaść na osobę jadącą przed nami.
Z hamowania nie mogą jednak rezygnować miłośnicy dwóch kółek – bo inaczej zrobią sobie krzywdę na którejś z tras rowerowych, rozpoczynających się w okolicach wieży widokowej. Jest tam aż 31 km. dobrze przygotowanych dróg zjazdowych, wyposażonych w mostki, progi, uskoki, skały, rowy, ostre zakręty – czyli we wszystko, czego rowerowym zjazdowcom potrzeba do szczęścia. Do miejsca, gdzie jest początek tras, wjadą oni wyciągiem przystosowanym do transportu rowerów. Jeśli zaś akurat nie mają dwóch kółek, to na górze czeka na nich wypożyczalnia rowerów zjazdowych, gdzie na pewno znajdą pojazd odpowiedni dla siebie – i jest też teren treningowy, na którym będą mogli poćwiczyć zanim rozpoczną zjazd.
Niektóre trasy rowerowe są naprawdę trudne, przeznaczone dla wytrawnych miłośników downhillu, ale są i łagodniejsze, odpowiednie nawet dla rodzin. Organizowane są także całodzienne wycieczki krajoznawcze z przewodnikiem – na rowerach elektrycznych, co w górzystym terenie jest dużą wygodą.

Gdy przyjdzie pora na deski
Warto dodać, że także ci zjazdowcy i slalomiści, którzy zamiast dwóch kół używają jednej albo dwóch desek, będą tu mieli co robić. Dolni Morava to bowiem jeden z najnowocześniejszych czeskich ośrodków narciarskich. Łączna długość nartostrad (o każdym stopniu trudności) wynosi ponad 10 kilometrów. Mogą one być w stu procentach naśnieżane, część stoków jest oświetlona. Znajduje się tu najdłuższa w Czechach, prawie czterokilometrowa trasa zjazdowa, a także tereny dla ski alpinistów.
Infrastruktura zimowa jest kompletna, nie brakuje wypożyczalni sprzętu, przechowalni, barów, parkingów tuż przy stokach i wyciągach, instruktorów, szkółek narciarskich, halfpipów dla snowboardzistów, oślich łączek dla początkujących.
A jeśli dzieci jeszcze nie jeżdżą na nartach, można je zostawić w strefie zabaw pod opieką animatorów – i do woli cieszyć się białym szaleństwem. Ci, co nie przepadają za nartami i deskami mogą zaś korzystać z oświetlonego toru saneczkowego, długiego na ponad dwa kilometry. Są też tereny odpowiednie dla narciarstwa biegowego i miłośników rakiet śnieżnych.
Stacja narciarska Dolni Morava jest nieco mniej znana, niż popularny w Polsce Harrachov, ale dzięki temu także i mniej zatłoczona w sezonie narciarskim – a ten zbliża się już wielkimi krokami. Po jesiennym weekendzie warto więc pomyśleć, by wyjechać tam po raz kolejny, na przykład na ferie zimowe.
fot: Andrzej Dryszel