Zaledwie godzinę jedziemy z Sofii do kurortu Borovec. Przyjeżdżał tu sto lat temu bułgarski car, rozgrywane były zawody pucharowe w narciarstwie alpejskim, a 58 km nartostrad kusi nas 200 dniami śniegu na stokach najwyższej góry pomiędzy Alpami a Kaukazem.
Jeśli myślałem, że Borovec, najstarszy bułgarski resort narciarski, będzie miejscem, w którym odpocznę od języka angielskiego wymawianego z silnym akcentem północno-zachodniej Anglii, to się pomyliłem.
– Idziesz z Brianem na mecz Liverpoolu z Tottenhamem, czy ze mną na nocną jazdę? – tleniona blondynka w neonowej kurtce chyba z góry wie, co usłyszy od swojego angielskiego męża, bo nawet nie czeka na odpowiedź i tupiąc z furią butami narciarskimi podchodzi do metalowego stojaka z nartami. Facet z zafrasowaną miną rozgląda się bezradnie, szukając wsparcia. I wtedy go rozpoznaję. Przed południem widziałem go przy górnej stacji gondolki, jak z wysiłkiem ćwiczył skręcanie „pługiem”, a na kurtce miał odblaskową kamizelkę z – trzeba przyznać trafnym – napisem: „g…ny narciarz”. Wszyscy go omijali szerokim łukiem. I pewno o to mu chodziło.





Ale nawet brytyjskie poczucie humoru i autoironia mają swoje granice. Gość oddycha z ulgą i macha radośnie koledze, z którym razem wchodzą do pubu reklamującego się hasłem: „Husband day care centre”. Można tu porzucić niezaradnego faceta i pójść na zakupy, albo pojeździć na nartach, a on w tym czasie wypije kilka piw i obejrzy mecz. Coś w rodzaju przedszkola dla dorosłych, choć zdziecinniałych facetów. Spoglądam na zegarek. Jest 18:15. Za chwilę otworzą wyciągi na oświetlonym stoku narciarskim w centrum miasta. Ratraki z wyciem silników diesla „rysują sztruks” na ostatnich metrach trasy, a narciarze dopinają sprzęt i ustawiają się w kolejce do kanapowego wyciągu. Przed nami nocna, narciarska fiesta.

Ulubiony kurort cara i Wyspiarzy
Borovec jest najstarszym i najbardziej renomowanym kurortem narciarskim Bułgarii. Tak – Bułgarii, choć szczerze mówiąc dziś jego oblicze kształtują goście z Wysp Brytyjskich. Może i Royal Family jeździ na narty do Klosters w Szwajcarii, ale przeciętny Anglik, Szkot, czy Walijczyk, zdecydowanie wybiera Borovec. W angielskie ferie szkolne, zwane „half terms”, hotele zapełniają się do ostatniego miejsca, a restauracje i bary dodatkowo zatrudniają brytyjskich animatorów. Brytyjczycy nie słyną ze swoich narciarskich umiejętności i to, niestety, na stokach widać. Ale na szczęście narciarze z Wysp mają na tyle zdrowego rozsądku, by trzymać się łatwych tras zielonych i niebieskich. Świetnie przygotowane czerwone i czarne – mają dzięki temu dłużej „sztruks” i w sumie nie ma na nich przesadnego tłoku. No chyba, że mamy weekend i z odległej zaledwie o godzinę jazdy dwumilionowej Sofii, przyjadą tłumy narciarzy. Wprawdzie tuż nad bułgarską stolicą wznosi się potężny masyw góry Witosza, ale Borovec ma znacznie lepszą infrastrukturę narciarską. No i tradycje. Przyjeżdżał tu już pod koniec XIX wieku car Ferdynand z niemieckiego rodu Saxe-Coburg und Gotha-Koháry. Z tego co wiemy, nie był jednak narciarzem, ale lubił spacerować po górskich szlakach masywu Riła. Borovec, położony na wysokości 1300 m n.p.m. jest doskonałą bazą wypadową w kierunku najwyższego wzniesienia całych Bałkanów, góry Musała (2926 m n.p.m.).




Bóg czy Stalin?
Nazwa góry nie brzmi po słowiańsku i faktycznie jest nieco zagadkowa. Mus-Ałła to po arabsku „bliżej Boga”. Najprawdopodobniej najwyższy szczyt kraju nazwali tak Turcy. W 1949 roku władze komunistycznej Bułgarii przemianowali Musałę na Pik Stalina. Dokładnie w tym samym czasie w Tatrach „Pikiem Stalina” oficjalnie został Gerlach, więc można uznać, że taka była wówczas moda. Od 1962 roku znów wróciła na mapy Musała, a w tym mniej więcej czasie Borovec zaczął bujnie rozwijać się jako kurort narciarski. Powstała też kolejka gondolowa, która dziś wywołuje uśmiech, swoim urokiem retro. Faktem jednak jest, że dzięki niej, można w 25 minut dotrzeć w serce gór.
Z górnej stacji gondolki można trawersem podjechać pod wyciągi przy szczycie Musały – to rejon narciarski Markudjik. Można też ruszyć w dół trasami pucharowymi rejonu narciarskiego Yastrebec. Trzeci rejon resortu dostępny jest bezpośrednio z centrum kurortu Borovec, a wyciągi startują na wprost hotelu Riła. W sumie jest tu 19 tras narciarskich o łącznej długości 58 km.
Przy górnej stacji gondolki są bardzo malownicze skałki i obsypane śniegiem kosówki. Zjeżdżamy stąd nieco oblodzonymi, czerwonymi trasami i trzeba przyznać, że to naprawdę długie i „mocne” trasy. Jazda nimi daje sporo satysfakcji.




Niedźwiedź mocno śpi
Po południu, gdy wyciągi stają, a na trasy narciarski przy hotelu Riła wyjeżdżają ratraki, by przygotować stok na nocną jazdę, my ruszamy na safari skuterami śnieżnymi. Droga przez ośnieżony las ma w sobie coś z magii świątecznego kuligu. Mam tylko nadzieję, że ryk silników nie wypłoszy z gawr licznych tu ponoć niedźwiedzi. Ale misie chyba śpią w niedostępnych rejonach gór, bo las milczy i tężeje w przedwieczornym mrozie.
Chwila na włożenie dodatkowej warstwy ubrań i wracamy na stok narciarski. Zapalono już lampy przy stoku i rusza wyciąg kanapowy. Początkowo nie ma nawet tłoku – narciarze tłumnie pojawią się tu dopiero po kolacji w okolicznych domach wczasowych i hotelach. Mamy więc, przynajmniej na godzinkę, stok właściwie tylko dla siebie. I trzeba przyznać, że to ogromna przyjemność. Ratraki zrobiły dobrą robotę. Sztruks jest zjawiskowy i z chrupkim szelestem daje się kroić kantami nart. Wiatr ucichł, prószy drobny śnieg, a zimowa noc tętni rytmem bałkańskiej muzyki dochodzącej z rozświetlonych knajpek przy dole stoku. Bułgarski kurort narciarski zapewnia zapalonym narciarzom ulubione zajęcie aż do późnej nocy, a tym, którzy od „ski” wolą „apres ski” – hojnie serwuje doskonałe wina i grillowane specjały. Wszyscy wyjadą stąd syci wrażeń, emocji i ze wspomnieniem gigantycznych porcji bułgarskich smakołyków na talerzach.

fot: Sergiusz Pinkwart/Read&Fly Magazine