Sulawesi – wiszące groby i krwawe ofiary. Do Kraju Toradżów w górach na południu przyciągają turystów wiszące groby i niezwykłe ceremonie pogrzebowe.
Sulawesi (dawny Celebes) to indonezyjska wyspy w kształcie kwiatu orchidei. Nazwę Celebes nadali wyspie Portugalczycy, którzy na początku XVI wieku przypływali tu po korzenie. Dziś oprócz wanilii i goździków rośnie tu doskonała kawa i kakao oraz drzewa hebanowe. Na północy są piękne rafy koralowe.
Jednym z najciekawszych miejsc jest Kraj Toradżów, gdzie żyją ludzie, których zwyczaje do dziś fascynują naukowców i turystów. Tubylcy wierzą, że ich przodkowie przybyli na Ziemię z Kosmosu, chociaż badania naukowe wskazują, że ich ojczyzną były raczej południowe Chiny. Przez stulecia żyli w izolacji od nadmorskich ludów Bugisów i Mandarów uprawiając ryż (cztery zbiory w roku) którego rosną tu trzy gatunki, zwykły biały, czerwony (na wesela) i czarny spożywany podczas uroczystości pogrzebowych. Bowiem najważniejsze święta Toradżów to ceremonie pogrzebowe, a najważniejszym i wyczekiwanym w ich życiu wydarzeniem jest śmierć.
Z Makassaru stolicy południowej części wyspy zwanej też Ujung Pandang do Kraju Toradżów jest ponad 300 kilometrów. Początkowo droga prowadzi wzdłuż wybrzeża, a w Pare Pare nadmorskim mieście handlowym skręca w głąb lądu i po kilkugodzinnej jeździe pnącą się do góry drogą dojeżdżamy do krainy zamieszkałej przez Toradżów. W oczy rzucają się charakterystyczne, niespotykane gdzie indziej, domy tongkonan z dachami w kształcie siodeł lub statków. Przybite ponad wejściem rogi bawołów świadczą o bogactwie rodziny i dużej ilości potomstwa. Po urodzeniu się dziecka rodzice przeznaczają na ofiarę dwa bawoły a ich rogi wieszają na domu. Miejscowi mają ciekawy sposób rozwiązywania problemów. Siadają w kręgu rodzinnym i dotąd dyskutują aż wszyscy zostaną przekonani.
W Rantepao, stolicy kraju, jest targ bawołów i świń. Dziesiątki bawołów karmionych trawą przez opiekunów czekają na nowych właścicieli, natomiast świnie przywiązane linkami do bambusowych noszy leżą rzędami pokwikując cicho. Toradżanie poza ryżem uprawiają warzywa, kawę (wysokiej klasy arabika), kakaowce, goździki oraz hodują bawoły i świnie. Bawoły są zadbane i spasione, bo w odróżnieniu od innych części Indonezji nie pracują na polach tylko hodowane są na ofiarę podczas ceremonii pogrzebowych. Bawoły ofiarne kosztują w przeliczeniu od kilku do kilkuset tys zł. Najcenniejsze są zwierzęta albinosy w biało-czarne łaty, które kosztują 30-40 milionów rupii, co stanowi prawdziwy majątek. Biedniejsi muszą zadowolić się czarnymi bawołami, ale to i tak poważny wydatek.
W Kraju Toradżów wszyscy czekają na pogrzeb
Jako, że najważniejszą uroczystością w życiu Toradżanina jest ceremonia pogrzebowa, po śmierci balsamuje się go, zostawia w domu, gdzie ciało oczekuje, aż przyjedzie cała rodzina a bliscy zgromadzą pieniądze na pogrzeb. Na ceremonię najłatwiej trafić w lipcu i sierpniu, kiedy na polach jest mniej pracy i można pozwolić sobie na kilkudniową fiestę. Zwykle pogrzeb trwa od 5 dni nawet do dwóch tygodni. Podczas ceremonii odbywają się walki bawołów oraz składane są ofiary ze zwierząt. W czasie arystokratycznego pogrzebu daje głowę kilkadziesiąt bawołów i setki świń. Bawołom podcina się gardło ostrym nożem, a świnie giną z wykrwawienia.
Zgromadzeni – rodzina i przyjaciele (w arystokratycznych pogrzebach uczestniczą tysiące gości), tańczą, śpiewają, jedzą mięso bawołów i świń oraz ciastka zrobione z czarnego cukru i kawy, popijając to wszystko winem palmowym z bambusowych kubków. Niezjedzone mięso soli się i suszy. Tubylcy wierzą, że ofiarowane bawoły torują drogę duszy do raju a świnie towarzyszą im w tej niełatwej podróży przez siedem rzek i dziesięć gór. Większość Toradżan to chrześcijanie (księża uczestniczą w ceremonii) i poganie. Muzułmanów jest niewielu, ich religia wyklucza bowiem jedzenie wieprzowiny i picie alkoholu.
Sulawesi – wiszące groby, skąd zmarli strzegą bliskich
Po ceremonii pogrzebowej ciała składane są do tzw. domów bez komina. Stoją one zwykle za wioską na skraju pól czasem w górach. Tubylcy wierzą, że po śmieci ich bliskim wciąż potrzeba jedzenia, picia i papierosów czy wina, tego co ich cieszyło za życia. Bogatsi budują więc specjalne domy ale ponieważ zmarli nie mogą gotować, nie ma w nich kominów. Biedniejsi upychają trumny w pobliskich jaskiniach, składają je na stertach pod ścianami lub ustawiają na wbitych w skalną ścianę belkach, tzw. wiszące groby (hanging graves). W święta odwiedzają ich przynosząc żywność i papierosy.
W wiosce Lemo po ceremonii ciała zmarłych składane są do wykutych w skale rodzinnych grot zaś wykonane z drewna podobizny przodków zwane tau tau ustawiane są na wykutych w skale balkonach skąd obserwują wioskę i – według wierzeń lokalnych – dbają o pomyślność jej mieszkańców.
Fot: Grzegorz Micuła/Read&Fly Magazine