Strona główna » Ewa Kuryluk: Biały kangur w Wenecji

Ewa Kuryluk: Biały kangur w Wenecji

Magdalena Kuszewska
8 minuty czytania

Wprawne oko ujrzy w części twórczości Ewy Kuryluk powielanie… małych kangurów. Skąd ten motyw się bierze, co mówi o artystce prywatnie? Na te i inne pytania odpowiada wystawa „Ja, Biały Kangór/I, White Kangaroo”, zorganizowana przez Fundację Rodziny Staraków. To oficjalne wydarzenie towarzyszące 59. La Biennale di Venezia.

Tytułowym kangurem, pisanym jednak błędnie przez ó, Ewa Kuryluk została jako czterolatka. Wtedy, w wiosenną niedzielę (jak wspomina), odwiedziła warszawskie ZOO i uznała, że jej rodowe nazwisko brzmi podobnie do słowa kangur. 

„Jestem kangurem”, oznajmiła swojemu tacie. Potem przez wiele lat rodzina i bliscy zwracali się do niej per… „Kangór”. A dlaczego przez ó? „Gdy nauczyłam się pisać, u zmieniłam na ó, bo lubiłam góry – wyjaśnia. – I stąd tryptyk na podszewce pokrytej kangurzym stempelkiem”. 

Historia obecnie zatacza koło tutaj, w Wenecji. Po 72 latach od tamtego wydarzenia właśnie w ten sposób, „Ja, Biały Kangór”, Ewa Kuryluk zatytułowała swoją wystawę. To wydarzenie oficjalnie towarzyszące 59. Biennale w Wenecji, zorganizowane przy udziale Fundacji Rodziny Staraków, w Palazzo Querini. Kim jest artystka, której prace goście z całego świata mogą oglądać obecnie we Włoszech?

Jerzy Starak, Ewa Kuryluk, Elżbieta Dzikowska

Wyjście z ram

Malarka, fotografka, historyczka sztuki, uważana za pionierkę awangardowej  instalacji tekstylnej. Jej prace znajdują się w licznych kolekcjach (zarówno publicznych, jak i prywatnych) w Europie i USA. Za sobą ma ponad 50 wystaw indywidualnych: w Europie, USA, Ameryce Południowej, Kanadzie i Japonii. 

Ania Muszyńska, kuratorka weneckiej wystawy Kuryluk, opowiada tak oto: „Jest czołową przedstawicielką hiperrealizmu w historii polskiego malarstwa, prekursorką instalacji site-specific, fotografką, nagradzaną pisarką i poetką oraz wnikliwą badaczką. W sztuce odwołuje się do formacyjnej dla niej legendy o dziewczynie z Koryntu, pierwszej twórczyni idei „obrysowania cienia” i utrwalenia miłości”. Zdaniem Muszyńskiej, wystawa Ewy Kuryluk podczas Biennale w Wenecji stanowi „spotkanie z humanistką i intelektualistką, jednak erudycyjna i postmodernistyczna proza oraz eseistyka historyczki sztuki ustępuje tu pola wrażliwej córce, siostrze i kochance, której opowieść zaklęta została w efemerycznych i osobistych instalacjach ze skrawków surowej bawełny, zwojów jedwabiu, czasu i powietrza”. 

Co ciekawe, Ewa Kuryluk pierwszy raz trafiła na weneckie Biennale w 1964 roku jako widz, kiedy miała 18 lat. Wracała z letniego stypendium na uniwersytecie w Urbino i zatrzymała się tutaj, aby obejrzeć sztukę z całego świata. Największe wrażenie zrobiły na niej prace nagrodzonego Grand Prix Roberta Rauschenberga, które były połączeniem malarstwa, instalacji oraz rzeźby. To wtedy zaczęła kierunkować się jej droga artystyczna. Kuryluk nigdy nie dała się wepchnąć w ramy jednej dyscypliny sztuki; woli je ze sobą łączyć, często zaskakująco i kontrowersyjnie (kiedyś zmagała się z cenzurą, gdy w sztuce wprowadzała wątki erotyczne).  

Stempel z kangurami 

W wywiadach opowiada, że instalacje uprawia znacznie dłużej niż malarstwo. Wprawdzie „uważała malarstwo za swoje powołanie, ale zdecydowała się porzucić je z dnia na dzień, nie radząc sobie z kolorem”. Ostatni swój obraz zamalowywała dopóki, dopóty nie stał się jedną czarną przestrzenią. Niedługo potem stworzyła pierwszy duży rysunek na różowej podszewce: w tle pojawiły się stemple z kangurem… 

Charakterystyczny dla niej motyw kangura można oglądać na pracach w Wenecji. Na wernisaż wystawy w kwietniu 2022 roku przybyła ze swoim ukochanym partnerem życiowym, fizykiem Helmutem Kirchnerem. Motywy z ich zwykłego życia bywają od lat inspiracją dla jej twórczości. 

Najsłynniejsze cykle Kuryluk, m.in. „Chusty”, „Krzesła” i „Teatr Miłości” tworzy zbiór motywów, które powstawały na przestrzeni lat. Uwagę zwraca szczególnie instalacja zatytułowana „Ogród Effi Bries”, która powstała na białym jedwabiu. Tło tworzy obraz ogrodu, a portret artystki na huśtawce (symbol wolności i rozrywki, niedostępny dla wielu kobiet w dawnych czasach, ale i dziś) zostaje zwielokrotniony na opadających luźno falach materiału. 

„W kolekcji Anny i Jerzego Staraków znajduje się najliczniejszy, publicznie dostępny wybór malarstwa artystki”- przypomina Anna Muszyńska, kuratorka wystawy, na której dorobek Kuryluk zostaje poszerzony o fotorealistyczne obrazy z drugiej połowy lat 70-tych XX wieku. Przyniosły one artystce zainteresowanie krytyków ze świata. Ważnym elementem wystawy, przypomina jej kuratorka, są autofotografie, które powstają od końca lat 50-tych XX w. Jest to wszechstronny zapis etapów życia Kuryluk. 

Od początku w jej twórczości silnie obecny jest wątek autobiograficzny. Bohaterki obrazów noszą rysy twarzy samej artystki, która twierdzi, że „sztuka powinna być unikatową odbitką jednostkowego losu” oraz „utrwalaniem na czułej kliszy (…) ziarnistości naskórka, gestu ręki, rytmu serca i własnego cienia w ostrym słońcu”. Tutaj jest bardzo konsekwentna. 

Goldi przy Frascati

Od 1981 roku, czyli od wybuchu stanu wojennego w Polsce, Kuryluk pozostaje na emigracji. Na początku mieszkała w USA; była wykładowcą akademickim m.in. w San Diego. W latach 90-tych przeniosła się do Francji. Bardzo często, zwykle raz do roku i częściej, przyjeżdża do Polski. Jest współtwórczynią ważnego dla polskiej kultury pisma „Zeszyty Literackie”, a także amerykańskiego, „Formations”. Współpracowała aktywnie z organizacją Amnesty International. 

Nie wolno zapominać o talencie literackim Ewy Kuryluk. Jest autorką trylogii rodzinnej: „Goldi” (finał Nagrody Nike 2005 r.), „Frascati” (nominacja do Nagrody Nike 2010 r.) oraz „Feluni” (2019 r.). Ta ostatnia była książką najtrudniejszą emocjonalnie, bo artystka opowiada w niej o Piotrze, nieprzeciętnie inteligentnym bracie, który po nagłej śmierci ich ojca zaczął chorować na schizofrenię. Pierwsza z książek, czyli „Goldi”, nosi tytuł wzięty od imienia… chomika, którym Ewa i brat opiekowali się w dzieciństwie. Głównym bohaterem tej opowieści jest jednak tata, Karol Kuryluk, minister kultury, prezes PWN. Kuryluk relacjonowała ważne wydarzenia społeczno- polityczne, które przeżywała jako dziecko. Drugi tom, czyli „Frascati”, to nazwa ulicy, przy której się wychowała w Warszawie. Tam Kuryluk opisuje także chorobę psychiczną matki i brata, ponadto daje świadectwo odkrywania własnych korzeni żydowskich. Pisze o wyjątkowo ciężkiej traumie Holocaustu, która ciąży jak widmo nad całą rodziną. 

Do tematu rodziny wracała wielokrotnie w swojej twórczości. Na początku tego wieku stworzyła instalacje z żółtego jedwabiu i papieru, które nazwała „Lecą żółte ptaki”. Wyjaśniała, że kolor żółty był „kodem” jej mamy. Oznaczał bowiem słońce i pożywienie, ale zwiastował cierpienie i śmierć. „W chmarze kanarkowych ptaków pojawiają się krewni mamy i my z rodzicami. Wspólne rysy podkreśla żółć, która ma w tej instalacji podobną funkcję jak w czasie Zagłady: wyodrębnia z otoczenia, naznacza i ujawnia” – tłumaczyła. Choremu bratu poświęciła także instalację zatytułowaną swojsko „Tabuś” (z 2005r.). 

Teraz do końca listopada 2022 r. można obejrzeć wystawę wyjątkową, przesiąkniętą intymnymi szczegółami z życia Kuryluk, podaną jednak w subtelnej formie. W mieście na wodzie. Mieście, które tonie, jak mówią znawcy. Co tylko dodatkowo podkreśla ulotność sztuki i samej koncepcji. 

EWA KURYLUK | Ja, Biały Kangór | I, White Kangaroo
Oficjalne wydarzenie przy La Biennale di Venezia; 23 kwietnia – 27 listopada 2022; adres: Palazzo Querini, Calle Lunga S. Barnaba, Dorsoduro 2691, Wenecja.

fot: mat. prasowe Fundacji Rodziny Staraków

You may also like

Zostaw komentarz