Festiwal archeologiczny Dymarki w Nowej Słupi to tradycja, która ma już ponad pół wieku. Tegoroczna edycja była okraszona występami gwiazd.
Wiatr powiał oczywiście w naszą stronę i w jednej chwili płuca wypełnił nam gryzący dym palonego węgla drzewnego. Dymarki to trzy gliniane piece, zbudowane wczoraj przez dymarzy-rekonstruktorów z Muzeum Starożytnego Hutnictwa w Nowej Słupi. Wyglądają jak kominy Elektrowni w Jaworznie – tylko w miniaturze. Pod tymi glinianymi kominami są jamy wypełnione rudą żelaza, teraz, po całym dniu traktowania ogniem i rozdmuchiwaniem żaru skórzanymi miechami, żelazo ma postać półpłynną, a temperaturę 1200 stopni – taką samą jak wypływająca z wulkanu lawa.
Ciężka praca dymarzy na festiwalu w Nowej Słupi
Kulminacyjnym momentem całego festiwalu archeologicznego jest spektakularny demontaż glinianych pieców – dymarze w strojach sprzed dwóch tysięcy lat, umorusani sadzą, żelaznymi kleszczami odrywają kawały gliny i drewnianymi szuflami usuwają tlący się żużel. Potem wielkimi drewnianymi młotami uklepują pozostałą w dole materię, z której formuje się kilkudziesięciokilogramowa bryła zawierająca cenny metal. Profesorowie (Mirosław Karbowniczek i dr Ireneusz Suliga z AGH, prof. Szymon Orzechowski z UJK o dr hab. Anna Fijałkowska-Mader z PIG-PIB) na bieżąco komentują działania strudzonych dymarzy i dzielą się swoimi przemyśleniami na temat rekonstruowanego procesu przemiany rudy żelaza w metal.
Najtęższe profesorskie głowy od lat spierają się o to jak wyglądały dymarki – jedne z największych archeologicznych skarbów Gór Świętokrzyskich. Co ciekawe, robią to publicznie, a setki widzów co celniejsze riposty nagradzają brawami. Bo przecież wszystko tu jest spekulacją. Nie mamy żadnych przekazów, ani „przepisów” na budowę i obsługę pieców hutniczych dwa tysiące lat temu. Wszystko co wiemy na ten temat zawdzięczamy archeologom, którzy od stu lat odkrywają na terenie Gór Świętokrzyskich ślady przypominające dymarki, które widzimy dziś w Nowej Słupi.
Pierwszy festiwal archeologiczny w Górach Świętokrzyskich odbył się pod koniec lat ’60. i od tamtego czasu wszedł na stałe w kalendarz miłośników historii i nauki. Co roku kilka tysięcy osób – w większości rodzin z dziećmi, przyjeżdża tu na sierpniowy weekend, by pogłębić swoją wiedzę, ale też by dobrze się bawić.
Tradycją już jest, że zjeżdżają tu także rekonstruktorzy w historycznych strojach. Mamy obóz rzymskich legionistów, są też „barbarzyńcy”, czyli waleczni Germanie, którzy dwa tysiące lat temu zamieszkiwali tereny dzisiejszej Polski. Na straganach zarówno turyści, jak i „Rzymianie” i „Germanie” mogą się zaopatrzyć w doskonałe repliki rzymskiej i greckiej ceramiki. A prawdziwym hitem w tym roku jest ciemna ceramika Kultury Przeworskiej. Swoje warsztaty rozkładają powroźnicy i kowale. Można tu sobie kupić rzymskiego „gladiusa” – miecz, który dzieli swą nazwę z gladiatorami. Sporym zainteresowaniem cieszą się topory i przepiękna, celtycka biżuteria.
Oczywiście nie może zabraknąć jedzenia. Puryści i ortodoksi wybierają średniowieczne podpłomyki, ale co i raz to któryś „Rzymianin”, czy „Barbarzyńca”, wymykają się na pierogi i swojską kiełbasę.
W tym roku nie zawiodła oferta kulturalna. Na scenie amfiteatru w Nowej Słupi prezentowały się lokalne zespoły ludowe i gwiazdy estrady. W piątek wystąpiło trio Marka Piekarczyka, byłego lidera kultowego zespołu rockowego z lat 80. – TSA. W sobotę publiczność rozkołysał Zakopower, a w niedzielę – Pectus.
Jeśli ktoś czuł niedosyt po otwierającym 56-te Dymarki występie Marka Piekarczyka, mógł w pobliskim Parku Legend posłuchać i zobaczyć lidera TSA, którego awatar jest przewodnikiem i narratorem w muzeum.
Podczas ceremonii otwarcia, scena była szczelnie zapełniona vipami, zarówno przedstawicieli lokalnej władzy, jak i z Polskiej Organizacji Turystycznej, a nawet ministerstwa. Wszyscy podkreślali, że festiwal w Nowej Słupi pełni kluczową rolę w krzewieniu wiedzy o regionie, a także jest ważnym elementem w nauce nowoczesnego patriotyzmu. I jeśli wszystkie zapowiedzi i obietnice włodarzy lokalnych i decydentów z Warszawy się sprawdzą, to jubileuszowe Dymarki w Nowej Słupi za cztery lata, będą imprezą na miarę światową.